sobota, 9 lutego 2013

ku przestrodze...

Jest sobota a ja siedzę sobie...no właśnie gdzie ja jestem?
A jestem w swoim pokoju, wrocilam. Jeszcze tydzień temu chodziłam ulicami Nowego Jorku z moja ukochana salted caramel mocha ze Starbucksa a dziś jestem już w domku. Koniec poniżania mnie, stresu, płaczu, bólów brzucha i serca. Po ostatnich wydarzeniach moja opinia o tym programie radykalnie się zmieniła i gdybym mogla przeniesc sie w czasie puknelabym sie w leb i wybila z glowy ten glupi pomysl. Niektore osoby przed wyjazdem probowaly to zrobic  i niestety teraz musze im przyznac racje.
Pewnie zastanawiacie sie dlaczego wrocilam. Generalnie agencja nie znalazla mi rodziny. Niby mialam na profilu dwie rodziny, ktore nawet mi nie odpisaly ( bo po co?) i jedna, z ktora udalo mi sie porozmawiac. Jednak nic nie wyszlo.
W ostatnim czasie przezylam horror i tu nie przesadzam i nie wyolbrzymiam. Mowie to co czuje. Dla mnie to byl horror i nikt w zyciu nie traktowal mnie tak jak amerykanska host mama. Po podpisaniu papierow rematchowych zrobilo sie nieprzyjemnie. Dzialy sie rozne rzeczy i po tygodniu musialam sie wyprowadzic. Dziekowac Bogu, ze mialam u kogo  zostac przez 2 tygodnie bo nie wiem co by bylo. Cala sytuacja byla dla mnie zalosna i po radach innych osobiscie wybralam sie do biura Inter Exchange, zeby porozmawiac z nimi i dowiedziec sie na czym stoje. Wysluchali mnie i zapewnili, ze mi pomoga i ze dadza mi wiecej czasu na znalezienie rodziny. Tak sie stalo jednak po 3 tygodniach w rematchu nie znalazlam nowej rodziny. Oczywiscie nie musze mowic ze w koordynatorce nie mialam ZADNEGO WSPARCIA a do tego doradzala mi jak najszybszy powrot do domu bo nie mam szans.

Na moim przykladzie i opowiesci innym au-pairek stwierdzam, ze ten program jest bez sensu. Jedynym jego sensem jest zobaczenie Stanow. Tak.. to prawda, jestem zla na to co sie stalo ale nie chce wiecej slyszec o tym programie i szczerze nie polecilabym go zadnemu znajomemu! Na zadanie pytanie "jak podoba Ci sie zycie Au-pair" wiekszosc au-pairek odpowie- wcale mi sie nie podoba, szczerze mowiac zycie au-pair jest do bani. Nie spodziewalam sie, ze moje zdanie o tym programie tak bardzo sie zmieni.
Nie mowie, ze program Au-Pair jest zly w kazdym przypadku. Sa osoby, ktorym udaje sie dobrze trafic jednak ja do nich nie naleze. W styczniu do domu wrocily 3 au-pairki znane wam z blogow. Wszystkie wrocily wczesniej, z roznych powodow. Mysle, ze zadna z nas nie moze pozytywnie wypowiedziec sie na temat tego programu i agencji. O czym to swiadczy?
Przed wyjazdem większości z nas wydaje się, z będzie inaczej ( i prosze mi tu nie mowic "nie, nie ja jade do pracy a nie na wakacje" "wiem na co sie pisze" "to co ty sobie wyobrazalas?" "nie licze na cuda") Moze nikt na cuda nie liczy ale jednak kazdy ma nadzieje na swietne doswiadczenie wycieczki, poznanie wielu ludzi, obkupienie sie, podroze. A nie jak sie potem okazuje na zycie od weekendu do weekendu. Rozmawialam kiedys z jedna host mama i powiedziala mi, ze jest zla na agencje, ktore reklamuja nam cuda, potem dziewczyny przyjezdzaja i dobija ich rzeczywistosc. Ta host mama sama powiedziała, ze to jest ciężka praca i ona w naszym wieku nigdy by się na to nie zdecydowała a na pewno nie na takich zasadach.
Krotko podsumowując, USA na tak, Au-pair na nie.







poniedziałek, 14 stycznia 2013

In transition!

No to chyc...Stalo się! oczekuje na rematch. Trzymajcie za mnie kciuki!
Dam znać jak coś się ruszy :)








A o to najpyszniejsze i pewnie najzdrowsze babeczki jakie jadłam do tej pory. Nie znajdziecie z nich mąki czy kakao. Są  zrobione z czarnego ryżu :) Wkrótce wrzucę przepis!

piątek, 4 stycznia 2013

co dalej?

Nie lubię siebie za to, ze nie umiem rozmawiać z ludźmi jak mam problem. Moze nie umiem to złe słowo ale , boje się, jest mi ciężko. Przed rozmowa boli mnie brzuch, trzęsą mi się ręce.
Tak mam właśnie z host rodzina. Mam już rozmowę za sobą o którą sama poprosiłam jednak rozmowa nie za wiele mi dala. Dzisiaj czeka mnie kolejna bo już nie wytrzymuje.
Będę próbować rematchu. Chciałam już wcześniej dlatego tez spotkałam się z LCC naiwnie wierząc, ze po wysłuchaniu mnie może i sama mi zaproponuje rematch.  Koordynatorka odwróciła kota ogonem i wyszło ze taki problem to nie problem. Widząc jej reakcje powiedziałam tylko żeby to zostało miedzy nami. Jednak problem został i jest coraz większy.
Jako ze dla mnie łatwiejszym rozwiązaniem jest powiedzieć, ze chce wracać, bo i zawsze można to usprawiedliwić tęsknotą. chciałam tak zrobić. Z drugiej strony nie chce wracać po 3 miesiącach do polski ale boje się z nimi rozmawiać i na slowo rematch ściska mnie w żołądku. A jeszcze z innej strony rematch wcale nie oznacza, ze znajdę rodzinę albo, ze nie trafie jak to się mówi z deszczu pod rynnę.
Jako ze nie mogę liczyć na wsparcie LCC byłam załamana i pewna ze wrócę tylko nie wiedziałam kiedy. Z pomocą przyszła mi polska agencja i to dzięki niej znalazłam sile w sobie. Wiem, ze mogę na nich liczyć i jestem bardzo ale to bardzo milo zaskoczona. Chociaż panie z GAWO są w Polsce czuje, ze to właśnie od nich mogę uzyskać najwięcej pomocy.
Zrozumcie, ze jak przychodzi problem jesteście z nim same ( chyba, ze macie super LCC) i same musicie sobie poradzić. Codziennie zamęczam moich rodziców i bardzo sie dziwie, ze jeszcze odbierają :P. Jednak rodzice mi tu nie pomogą. Agencja podniosła mnie na duchu.
Przez te wszystkie problemy niestety odechciało mi się prowadzić bloga. Po prostu jestem nieszczęśliwa i jakoś mnie to nie cieszy. Dawno nie było zdjęć wiec dodam wam zdjęcia z ukochanego NYC oraz ze świąt. Tak na marginesie dodam, ze jeśli ktoś myśli, ze Au-pairki maja wolne w święta to niestety ale nie :P. Staram się być na Manhattanie najczęściej jak tylko mogę bo wtedy zapominam o wszystkim.. Na chwile i jest pięknie. Jak to mówią- wszystko co dobre szybko się kończy i dzień na Manhattanie mija mi błyskawicznie. Powroty nigdy nie są przyjemne.













niedziela, 30 grudnia 2012

American horror

A jednak...stało się, mój american dream zamienił się prawie w american horror i nie za sprawa Ameryki, której będzie mi brakować i przez którą jeszcze tu jestem- ale rodziny.
Powiem wam coś, nikt lepiej nie zrozumie co przechodzi Au-pairka jak inna Au-pairka, która znalazła się w podobnej sytuacji a jest takich wiele, niestety...
Jestem w Stanach już 3 miesiące i zamiast być lepiej jest tylko gorzej. Przed wyjazdem nawet mi przez myśl  nie przeszło, ze będę myśleć o powrocie do domu czy rematchu, a jednak!
Jeśli chodzi o mnie to uważam, ze moje Au-pairowanie nie ma najmniejszego sensu.
Wyobraźcie sobie- Mieszkacie na kompletnym zadupiu- trawa, domy, drzewa. Nie macie samochodu wiec w ciągu tygodnia wolne chwile spędzacie przed tv, kompem. Dobra przychodzi weekend czyli to na co BARDZO CZEKACIE od tygodnia ale niestety cały entuzjazm rujnuje wam pracująca sobota czy niedziela, która u mnie wygląda tak, ze pracuje od 2-11 w nocy i nie macie żadnych możliwości zrobienia czegoś w tym dniu. Host rodzice maja swoje życie i chcą się odstresować ale co ich obchodzi czy Au pair może tak samo chce. Przecież jeden dzień wolny w tygodniu z pewnością nam wystarcza a jeden weekend w miesiącu to aż za dużo bo wtedy nie mogą jechać na zakupy czy do kina. Oni myślą, ze sam fakt, ze jesteśmy w Ameryce ma nam dać powód do  radości. W moim przypadku jest tak, ze gdy ja pracuje rodzice nawet nie naleją dziecku soku kiedy ja mogę to zrobić.
Chciałam wam powiedzieć, ze życie Au-pair wcale nie jest kolorowe i niech niech nie zmyla was piękne zdjęcia, które co prawda są odbiciem pięknych i niezapomnianych chwil ale te chwile trwają bardzo krotko.
Ja tu nie przyjechałam  zarabiać pieniędzy tylko, żeby zobaczyć Stany, poznać nowych ludzi, nauczyć sie języka, doznać ciekawych doświadczeń, podróżować, przeżyć świetny rok w amerykańskiej rodzinie. Moje au-pairowanie sprowadza sie jedynie do pracy. Z pewnością nie czuje się jak członek rodziny o czym mnie zapewniali. W Polsce miałam dobre życie wspaniałych przyjaciół, rodzinę, życie bez ograniczeń.Wiec przyjechałam tu by przeżyć fajny rok pełen nowych doświadczeń. Tu czuje się bardzo ograniczona.
Przed wyjazdem rozmowy na Skype wróżyły mi wspaniały rok a jak dowiedziałam się, ze poprzednia au-pair była u nich 2 lata pomyślałam, ze lepiej być nie może. Rodzina wydawała się być wspaniała a ja, ze jestem naiwna stwierdziłam, ze nie będę pytać o szczegóły bo i nie wypada i teraz mam co mam a szydło wyszło z worka szybko. Wiązałam z tym wyjazdem dość duże nadzieje, czasem mama sprowadzała mnie na ziemie i teraz widzę, ze niestety miała totalna racje.
Nigdy nawet przez chwile bym nie pomyślała, ze będę się tu męczyć. Byłam świadoma, ze au-pair to praca i dodatki. W moim przypadku to głownie praca. Nie tak to miało wyglądać i jestem pewna, ze każda z was chociaż wie, ze au-pair to praca ma tez inne oczekiwania.
Druga kwestia to amerykańskie dzieci. Nie myślcie ze jak bardzo kochacie dzieci to au-pair jest programem dla was idealnym. Możecie się bardzo rozczarować. Tutejsze dzieci to zupełnie inna bajka. Pewnie są wyjątki ale po wysłuchaniu kilku innych operek stwierdzam, ze to rzadkość. Amerykańskie dzieci są niezwykle wybuchowe także czasem musicie uważać by nie dostać lecącym pilotem w głowę i wyjątkowo wredne  także na wszelki wypadek lepiej nastawić sie na teksty "shut up your mouth" "I will tell it mommy and she will send you home" "I hate you" " I wish you will be home" i ulubione " I am not listening you"! z triumfalna mina. Uważam, ze cierpliwość to cecha numer 1!
Żeby trochę sie odstresowac i skorzystac zapisalam sie na kurs angielskiego takze spedze 8 sobot na Manhattanie i bede wracac. Na poczatku sile dawala mi perspektywa spedzenia krotkich wakacji w Californii lecz teraz jak pomysle o wakacjach w tej rodzinie robi mi sie niedobrze.
Na koniec powiem, ze nie uwazam, ze program Au-pair jest do bani w kazdym przypadku. Ja tak trafiłam ale wiem, ze można trafić bardzo dobrze. Próbujcie i pytajcie naprawdę o WSZYSTKO, ze szczegółami. Znam dziewczyny co pracują po 3-4 h dziennie, maja zawsze wolne weekendy i czuja się jak prawdziwy członek rodziny, są po prostu szczęśliwe a o to tu chodzi.
To dziwne ale nagle widze coraz wiecej postow na blogach, jak moj dzisiejszy czy wpisów na forum z ktorymi tak bardzo sie utozsamiam. Przed wyjazdem byly chyba niewidzialne :) Teraz rozumiem wszystkie te dziewczyny idealnie. Jedno jest pewne, ten wyjazd to dla mnie nauczka i mała szkoła zycia.

środa, 28 listopada 2012

AWARIA!!

No niestety... AWARIA na Palomino :( a dlaczego?
Wczoraj pisałam nowego posta o Thanksgving i Black Friday. Przy dodawaniu zdjęć wyskoczył mi komunikat, ze nie mam już darmowego miejsca na Picasie i muszę je zwolnic albo dokupić przestrzeń. No to wchodzę na Pisacsa i myślę co by tu usunąć, to potrzebne, to musi zostać, o po co mi album zdjęć z bloga? i zadowolona usunęłam folder palomino z przekonaniem, ze po problemie. Niestety wtedy dopiero narobiłam sobie problemów i o mało nie padłam na zawal jak zobaczyłam jak wygląda mój blog :( Wiedziałam, ze zdjęcia  zapisują się na picasie ale nie wiedziałam, ze to jest połączone i ze jak usunę album to tym samym wszystkie zdjęcia na blogu...
Także OGŁASZAM PRZERWĘ, naprawie to, postaram się :) Uzupełnię posty o zdjęcia na nowo.
W każdym bądź razie po usunięciu folderu komunikat o braku miejsca wciąż wyskakuje, muszę to ogarnąć.
Wam tez wyskakuje taki komunikat???

środa, 21 listopada 2012

po deszczu slonce!

Hej kochani :*
Dzisiaj post tak naprawdę o wszystkim i o niczym.
First of all, Jutro Thanksgiving czyli wielkie święto dla Amerykanów. Miałam wielki dylemat co do tego dnia. Koleżanka zaproponowała mi wypad do NYC na paradę big ballons co jest świetne a zostałam też  zaproszona na rodzinny obiad do mamy Donny. Ostatecznie wybrałam indyka w rodzinnym gronie. Wkrótce relacja. Nie może zabraknąć wzmianki o jakże popularnym Black Friday. Odbywa się zawsze w nocy po święcie dziękczynienia i jest jedynym takim świętem i rajem dla zakupoholików. Ludzie czekają w nocy na mrozie parę godzin żeby potem upolować rzeczy nawet o 90% taniej. Zdarzają się bojki a nawet były przypadki śmiertelne dlatego reguły trochę się zmieniły.
Secondly, Jeszcze niedawno byłam załamana, ze jest do dupy ale dzieje się coraz lepiej. Dzisiaj wyszłam z dzieciakami na spacer i mały Jack poprosił mnie żebyśmy poszli do ich koleżanki zapytać się czy pobawi się z nimi. No i poszliśmy. Mama, którą znam z przystanku zaprosiła nas do środka. Jest to filipinka, bardzo mila kobieta, która jak ja kocha gotować. Akurat przygotowywała potrawy na jutrzejszy thanksgiving i dala mi spróbować pysznych rzeczy. Największe wrażenie zrobiły na mnie babeczki z czarnego ryżu zawijane w liście bananowca, odlot! Obiecuje, ze zdobędę przepis a może uda mi się kiedyś wrzucić ich zdjęcie. Idąc dalej może sama je przygotuje :D Spróbowałam jeszcze zapiekanki z słodkich ziemniaków z orzechami- mniam no i innych dobrych rzeczy. Ale co lepsze ona ma wolne w tym samym czasie co ja i zaproponowała mi wspólne wypady na zakupy. Na zakupy jeździ prawie codziennie, tak dla relaksu :) Powiedziała, ze zawsze zahaczy o mój dom i jak tylko chce to wsiadam i jadę!
Moreover...Chwała Bogu za facebooka. Nie myślałam, ze kiedys to powiem ale facebook czasem bardzo ułatwia mi życie a może i nawet ratuje :P. Właśnie tam znalazłam 3 grupy au-pairek z long Island, rożne grupy Polonii amerykańskiej i polaków mieszkających w pobliżu. Także polecam szukać bo np w jednej grupie Au-Pairs long Island  jest 150 członków i ciągle przybywa. Jeszcze niedawno byłam bliska załamaniu myśląc, ze jestem tu taka samotna a okazuje się, ze to nie prawda tylko trzeba się trochę wysilić i poszukać. Właśnie przez facebooka poznałam pare au-pairek i polek z którymi jestem umówiona. Na takich stronach facebookowych grup można tez znalezc przydatne informacje np. tanie wyjazdy, zniżki, wspólne wypady czy propozycje wycieczek.
A na koniec zdjęcia z serii "czego amerykanie nie wymyślą" czyli stroje dla psów. Wierzcie lub nie ale na Halloween większość psów miało swoje kreacje ( nie to co ja :( ) Stroje dla psów to tutaj nic dziwnego. Te poniżej kosztują 15$-40$. Nie wiem skąd oni biorą pomysły na takie kostiumy. Śmiać się czy płakać?






Trzymajcie się! :)

poniedziałek, 19 listopada 2012

Magia Nowego Jorku

Moi Kochani :*
Jestem tutaj już prawie dwa miesiące i co mogę wam powiedzieć to, ze bywają gorsze i lepsze dni. Czasem chce rzucać wszystko i wracać do domu a czasem czuje się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i właśnie dla takich chwil warto tu być! Mowa tutaj o weekendach. Niestety.. póki co przeważają  te nudne dni ale trzeba patrzeć pozytywnie! Ja się staram..
Wczoraj znów odwiedziłam ukochany NYC i poczułam to samo szczęście co na początku, kiedy tutaj przyjechałam i zakochałam się w tym mieście. Lubie siąść gdzieś na Time Square i po prostu patrzeć, obserwować. Jest to jedyne takie miejsce, absolutnie niepowtarzalne. Wczorajszy dzień był niesamowity i pełen pozytywnych wrażeń. Byłam na Broadway-owym przedstawieniu w ramach meetingu i nie żałuję ani centa wydanego na bilet. To było po prostu AWESOME! Magia, Magia, Magia! Polecam wam chociaż raz w życiu zobaczyć przestawienie na Broadwayu jeśli macie okazje. Ja byłam na Mery Poppins i szczerze polecam.
Wczoraj rano spotkała mnie przemiła sytuacja. Wsiadłam do pociągu i jak to ja musiałam się kogoś spytać czy to aby na pewno pociąg do Penn Station. Akurat przechodziła młoda dziewczyna wiec spytałam "przepraszam, chciałam się tylko upewnić czy to jest właściwy pociąg"
"jesteś Au-Pair",
"CO!?",
"jesteś Au - Pair?"
"yy tak jestem.. a co? Ty tez jesteś?"
"haha tak"
"naprawdę?, siadaj!"
I takim właśnie sposobem w najmniej oczekiwanym momencie poznałam przemiłą Alice- Au pair z Włoch, która mieszka całkiem blisko mnie. Nigdy bym się nie spodziewała, ze poznam kogoś właśnie w ten sposób. Fajna dziewczyna i bardzo sie ciesze, ze ja poznałam. To właśnie z nią i Julie spędziłam wczorajszy dzień poza Broadway-owym przedstawieniem.














Trzymajcie się!